Co wykopałem ?. Ach oczywiście artykuł poświęcony Mojemu Mistrzowi i miastu w którym był Ony się narodził.
Wykopałem artykuł autorstwa Anny Skibińskiej opublikowany na łamach Polityki w roku 2001, dnia 3 sierpnia, a artykuł ten znalazłem na stronie teatry.art.pl.
Wolfgang Amadeusz Mozart
Ach, zamieszkać pod Złotym Jeleniem
Najlepiej sprzedaje się Mozart z marcepanu, nugatu i czekolady. Salzburg żyje z Mozarta, choć Mozart z Salzburga nie żył. Prawdę mówiąc nie znosił tego miasta i to z wzajemnością, przynajmniej za jego krótkiego życia. Dzisiaj też pewnie nie czułby się tutaj najlepiej.
Po uliczkach starego Salzburga w sezonie włóczą się tłumy turystów z całego świata, a każdy za punkt honoru ma wizytę w domu przy Getreidegasse nr 9, gdzie 27 stycznia 1756 r. o godzinie 8 wieczorem przyszedł na świat Johannes Chrysostomus Wolfgangus Theophilus Mozart, lepiej znany jako Wolfgang Amadeusz. W dawnym mieszkaniu na trzecim piętrze żółtego domu stojącego przy wąskiej ulicy starego miasta można jeszcze oglądać oryginalne instrumenty i malowidła. Gdy kulturalny obowiązek zostanie spełniony, turysta wpada wprost na zatłoczoną do niemożliwości ulicę, przy której nieustannie potyka się o Mozarta. Tu można zjeść bułkę z kiełbasą Wolfgang, kupić bukiet kwiatków w kwiaciarni Constanze, wpaść do Shirt Shop zum Mozart, pójść na obiad do restauracji Amadeo, dostać lody Pamina oraz kupić gazetę, gdzie ploty z wielkiego świata zbiera do kupy niejaka Plapagena.
Sprzedawcy dewocjonaliów mozartowskich w piersi się biją, że przynajmniej kulki Mozarta – specjał z marcepanu, nugatu i czekolady – to oryginał z jego czasów, sam mistrz jednak nigdy kulek nie jadał, wynaleziono je prawie 100 lat po jego śmierci, kiedy miasto kochało już swego syna marnotrawnego. Za jego życia było zupełnie inaczej. 8 stycznia 1779 r. napisał Mozart do ojca: “Nie mogę znieść Salzburga i jego mieszkańców… Ich język, ich sposób bycia są dla mnie wręcz odpychające”. Odpychający był także despotyczny arcybiskup i władca miasta hrabia Colloredo – kłótnia z nim sprawiła, że Mozart opuścił Salzburg w 1781 r., by już na stałe nigdy do niego nie powrócić. To, że Mozart był kimś szczególnym, zrozumiano w mieście wiele lat później, ale to, że można na nim zarabiać, w dodatku dobrze, jest odkryciem naszych czasów.
Mozart na Wielkanoc i na Zielone Świątki
Mozart dał Salzburgowi sławę, Herbert von Karajan, drugi wielki syn tej ziemi, uczynił z miasta międzynarodowy przystanek dla przedstawicieli przemysłu muzycznego i snobów. Karajan ma w mieście swój plac, a Mozart pomnik, gradacja musi być. Pomniki, choć nieodlane, mają także Max Reinhardt, Hugo von Hofmannstahl i Richard Strauss, którzy, nawiązując do czasów Mozarta, doprowadzili w 1920 r. do powstania Festiwalu Salzburskiego – Salzburger Festspiele. Z jednego festiwalu zrobiły się z czasem trzy: na Wielkanoc, Zielone Świątki i latem w sierpniu i wrześniu. Do tego jeszcze Serenady Mozartowskie, Dni Mozartowskie, Salzburskie Koncerty Pałacowe, Koncerty 17-ej godziny, Międzynarodowe Koncerty Mozartowskie Open Air, Salzburski Jazz, Salzburskie Dni Kultury, Dni św. Ruperta, festiwal czytelniczy, kongresy i targi międzynarodowe, letnia szkoła dla śpiewaków z całego świata itd.
W 1920 r. zaczęło się jednak skromnie – na deskach i szerokich schodach przed katedrą w Salzburgu wystawione zostało misterium na śmierć człowieka bogatego “Jedermann” von Hofmanstahla. Jedermann (każdy) całe życie służył mamonie, by w obliczu śmierci stanąć na ruinach tego, co było dla niego najważniejsze. Miejsce dla misterium okazało się doskonałe: XVII-wieczna katedra z dwiema wieżami i kopułą i przyległe do niej budynki tworzą trzy ramiona prostokąta, który zapewnia miejsce dla 3 tys. ludzi. A do tego szerokie katedralne schody i trzy wejścia będące naturalnymi kulisami, z których wypływają aniołowie i wyłania się majestatyczna śmierć.
W rok później do misterium, które grane jest od tej pory co roku, dołączyły dwie inne imprezy. W kolejnym roku sam Richard Strauss dyrygował “Don Juanem” Mozarta, a Don Ottavia śpiewał Richard Tauber. Z czasem festiwal rozrósł się do 6 oper, 3-4 sztuk i ponad 30 koncertów, wliczając w to wieczory pieśni, jednak dopiero Karajan, który w 1956 r. został kierownikiem artystycznym festiwalu letniego, a potem i festiwalu na Zielone Świątki i był nim aż do śmierci w 1989 r., doprowadził go na wyżyny.
Kiedy więc na widowni zasiadali von, zu i de, na scenach pojawiała się prawdziwa artystyczna arystokracja naszych czasów. Wśród dyrygentów m.in. Arturo Toscanini, Tulio Serafin, Georg Solti, Carl Bohm, Claudio Abbado, Zubin Mehta, Seiji Ozawa, James Lanvin, wśród muzyków – Paul Badura, Yehudi Menuhin, Clara Haskil, Henryk Szeryng, Leonid Kogan, wśród śpiewaczek i śpiewaków Grace Bumbry, Edita Gruberova, Leontyna Price, Teresa Berganza, Kiri Te Kanawa, a do tego Pavarotti, Domingo, Carreras, wcześniej Nicolai Gedda, Nicolai Ghiaurov, Ezio Pinta – nie było chyba wielkiego głosu, poza Marią Callas, który nie zaśpiewałby z tutejszej sceny. Polskie ślady to Wanda Wiłkomirska, Krystian Zimerman, Teresa Żylis-Gara, Halina Łukomska, Zdzisława Donat, Wiesław Ochman.
Szampan w Loży Sponsorskiej
Śmierć Karajana wstrząsnęła festiwalem i odbiła się również na wynikach handlowych, sprzedaż kulek Mozarta spadła w roku jego śmierci aż o 50 ton. Za rządów następcy Karajana na stanowisku szefa festiwalu Belga Gerarda Mortiera na scenach nadal stawali najwięksi z wielkich, jednakże najprawdziwsza elita publiczności odpłynęła z miasta na inne festiwale. Mortier dopuścił do tego, że na salonach pojawili się przemysłowcy, politycy, a także – o zgrozo – pracownicy Audi, Siemensa i Nestle, firm sponsorujących festiwal po 1 mln marek rocznie, w zamian za prawo do kart w przedsprzedaży oraz lampki szampana wypitej w Loży Sponsorskiej.
Dzisiaj miłośnik Amadeusza zostawia w mieście przeciętnie 360 marek dziennie, z tego 165 marek przypada na pokój w hotelu. Pod Złotym Jeleniem (Goldener Hirsch) puszącym się, że jest hotelem gwiazd, pokój dwuosobowy kosztuje 516 marek, a tzw. Suita 1562 marki.
Zmiana warty nie pociągnęła jednak za sobą zmian obyczajów; w czasie festiwali po ulicach paradują panowie w smokingach i panie w toaletach, a na trzech widowniach festiwalowych w Domu Dużym (Grosses Festspielhaus), Domu Małym (Kleines Festspielhaus) i Felsenreitschule oferujących miejsca dla 5030 osób, widzowie zwracają uwagę, kto siedzi obok. Może chociaż wdowa po Karajanie albo eksżona Jaggera? Wielu uważa, że wypada w Salzburgu być, bo jest to ponoć najdroższy festiwal świata. W Bayreuth miłośnicy Wagnera płacą za wstęp do 320 marek, ceny w Salzburgu latem w Dużym Domu dochodzą do 600 marek, a najtańsze i najgorsze miejsca oscylują w okolicy 90 marek. (Gwiazdy tegoroczne to m.in. Jessye Norman i pianista Jewgienij Kissin). Na Zielone Świątki, który to festiwal stoi pod znakiem baroku, tegoroczne gwiazdy to Cecylia Bartoli i Ann Sofie von Otter, zaś abonament kosztuje ponad 1200 marek. Drogi jest też festiwal wielkanocny kierowany przez Claudio Abbado, 3 spektakle operowe i 3 koncerty kosztują w abonamencie 1700 marek (ostatnia gwiazda – Maurizio Pollini).
Tak wysokie ceny są ponoć uzasadnione kosztami, sam festiwal letni to wspólne dzieło prawie 5 tys. ludzi, w tym około 200 śpiewaków i 100 reżyserów oraz ich asystentów. Na festiwalu letnim reżyser zarabia 70-140 tys. marek, na wielkanocnym 200-300 tys. marek, o gaże gwiazd aż strach pytać.
Salzburg jest modny, zbyt modny na kieszeń przeciętnego człowieka. Po wejściu Austrii do Unii każdy kto uznał się za konesera sztuki, zwłaszcza w Niemczech, a miał pieniądze, ten gnał do Salzburga i kupował nieruchomość. Za 45-metrowe mieszkanie w średniej dzielnicy trzeba dzisiaj zapłacić 280 tys. marek. Również utrzymanie nie jest tanie, więc miejscowi ratują się wyprawami po zakupy do Niemiec.
Samego Amadeusza, gdy mieszkał w Salzburgu, nie było stać na snobistyczne imprezy, a zdarzało się, że nie starczało mu pieniędzy na ogrzanie mieszkania.
Aleksandra Skibińska
Polityka
3 sierpnia 2001