BWV 12 - Kantata "Weinen, Klagen, Sorgen, Zagen"
BWV 12 – na alt, tenor i bas, zespół wokalny, puzon, obój, fagot, smyczki i continuo. Te kantatę Jan Sebastian Bach napisał na III niedzielę po Wielkanocy.
Płacze, Jęki, Troski, Lęki
Cześć! W tym wpisie chcę przedstawić historię powstania i detale związane z powstaniem kantaty Jana Sebastiana Bacha “Weinen, Klagen, Sorgen, Zagen” (Płacze, jęki, troski, lęki).
Jest to jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających utworów tego kompozytora, która porusza temat cierpienia i nadziei chrześcijan.
Kantata ta została skomponowana przez Bacha w Weimarze na trzecią niedzielę po Wielkanocy, zwanej Jubilate (Radujcie się), i po raz pierwszy wykonana 22 kwietnia 1714 roku w kaplicy zamkowej w Weimarze . Bach był wtedy koncertmistrzem na dworze księcia Wilhelma Ernsta i miał obowiązek tworzenia nowych kantat na każdą niedzielę i święto kościelne. Kantata ta należy do cyklu kantat weimarskich, które Bach napisał w latach 1714-1717.
Kantata składa się z siedmiu części: sinfonii, chóru, recytatywu basu, arii altu, recytatywu tenora, arii sopranu i chorału. Tekst kantaty jest oparty na fragmencie Ewangelii według św. Jana (16:16-23), w którym Jezus zapowiada swoje odejście i powrót do uczniów oraz obiecuje im radość po smutku. Tekst chóru i arii został napisany przez nieznanego librecistę, natomiast tekst chorału jest autorstwa Martina Lutra i pochodzi z jego pieśni “Was Gott tut, das ist wohlgetan” (Co Bóg czyni, dobrze czyni).
Kantata ta jest znana przede wszystkim z dwóch powodów: po pierwsze, ze względu na jej głęboki sens teologiczny i emocjonalny; po drugie, ze względu na jej muzyczną wartość i oryginalność. Bach wykorzystał w niej wiele środków wyrazu, takich jak kontrast między smutkiem a radością, symbolika liczb i motywów muzycznych, aluzje do stylu francuskiego i włoskiego oraz nawiązania do własnych wcześniejszych i późniejszych utworów.
Najbardziej znany jest motyw płaczu (Weinen), który pojawia się na początku sinfonii i chóru oraz powraca w ariach altu i sopranu. Jest to motyw składający się z czterech dźwięków opadających o sekundę małą lub wielką. Motyw ten symbolizuje łzy i smutek chrześcijan oraz nawiązuje do stylu francuskiego (styl lamentacyjny). Bach wykorzystał ten sam motyw w swojej Pasji według św. Mateusza (BWV 244) w chórze “O Mensch, bewein dein Sünde groß” (O człowiecze, opłakuj swój wielki grzech) oraz w Pasji według św. Jana (BWV 245) w arii “Es ist vollbracht” (Stało się).
Innym ważnym motywem jest motyw westchnienia (Seufzer), który składa się z dwóch dźwięków opadających o sekundę małą lub wielką. Motyw ten symbolizuje troskę i lęk chrześcijan oraz nawiązuje do stylu włoskiego (styl afektacyjny).
Kantata BWV 12
We wszystkich opracowaniach posługuję się materiałami pochodzącymi z serwisu Kantaty Jana Sebastiana Bacha Po Polsku. Zapraszam do kategorii, którą obecnie będę rozwijał do wypełnienia wszystkich 200 opracowań Kantat kościelnych Jana Sebastiana Bacha wykorzystując audycje nagrane w II programie Polskiego Radia prof. Mirosława Perza.
Do opracowania tej kantaty skorzystałem z opracowania profesora Uniwersytetu Warszawskiego dr. hab. Szymona Paczkowskiego
No products found.
BWV 12 – Tłumaczenie kantaty
Kantatę BWV 12 Weinen, Klagen, Sorgen, Zagen (Troski, jęki, żal, udręki) Jan Sebastian Bach skomponował w roku 1714 w Weimarze, gdzie na dworze Wilhelma Ernsta von Sachsen-Weimar zatrudniony był w owym czasie jako koncertmistrz w książęcej Hofkapelle.
Do obowiązków Bacha związanych z tą funkcją należało m.in. komponowanie jednej kantaty miesięcznie z przeznaczeniem do wykonania w dziś już nieistniejącej kaplicy pałacowej, legendarnej z powodu niezwykłej akustyki i architektury, zwanej Himmelsburgiem (Niebiańskim Zamkiem) ze względu na malowidło na plafonie przedstawiające otwarte niebo z chmurami, na których zasiadali aniołowie.
BWV 12 była drugą kantatą Bacha, która rozbrzmiewała w tej właśnie przestrzeni. Dzieło powstało z przeznaczeniem na trzecią niedzielę po Wielkanocy zwaną Jubilate (od psalmu responsoryjnego na ten dzień – Jubilate Deo omnis terra, nr 66). W roku 1714 przypadała ona 22 kwietnia. 10 lat później – 30 kwietnia roku 1724 kompozytor wykonał swój utwór ponownie w Lipsku.
Na ową radosną niedzielę przeznaczone były następujące czytania: I List św. Piotra (2,11-20) o przykładnym życiu chrześcijanina i podporządkowaniu się władzy ziemskiej oraz Ewangelia św. Jana (16,16-23) – ustęp o smutku, który obróci się w radość.
I właśnie wers 20 z niedzielnej perykopy stanowi wyjaśnienie pesymistycznie brzmiącego tytułu Bachowskiej kantaty BWV 12:
„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam – wy płakać i narzekać będziecie, a świat się będzie weselił; wy smutni będziecie, ale smutek wasz w radość się zamieni”.
Za autora libretta BWV 12 uważa się powszechnie Salomona Francka, poetę dworu weimarskiego i tamtejszego kaznodzieję. Katecheza, którą zawarł on w warstwie słownej dzieła wynika wprost ze słów Jezusa wypowiedzianych do uczniów podczas Ostatniej Wieczerzy, przytoczonych w Janowej Ewangelii, stanowiących zapowiedź śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, a w efekcie tego – obietnicy zamiany smutku w prawdziwą radość, „której nikt nie odbierze” (J 16, 22).
Dramaturgia kantaty prowadzi więc od tytułowych „trosk i jęków” (cz. 2), poprzez „liczne udręki” (cz. 3) do optymistycznego zakończenia wynikającego z całkowitego zaufania Bogu i poddania się jego woli.
Dzieło Bacha rozpoczyna się instrumentalną sinfonią wprowadzającą atmosferę smutku i refleksji. Następujący potem chór w swojej zagmatwanej, pełnej dysonujących współbrzmień warstwie harmonicznej wprost odmalowuje dźwiękami poszczególne słowa: płacz, strach, smutek, skargę, nędzę itd., czyli cały szereg przykrości, przez które musi przejść każdy chrześcijanin, by zyskać radość wieczną w niebie.
Dodatkowo wrażenie muzycznej ilustracji cierpienia wzmacnia chromatycznie opadająca linia basu instrumentalnego (figura patopoja), a właściwie dwanaście powtórzeń czterotaktowego pochodu opadających półnut typowych dla barokowego basso lamento.
Wydaje się, że efekt emocjonalny i dramatyczny, jaki kompozytor uzyskał dzięki temu w początkowym ustępie BWV 12 musiał był dlań tak przekonujący i ważny, że pod koniec życia muzykę tego właśnie ustępu postanowił wykorzystać raz jeszcze w chórze Crucifixus ze swojego opus magnum, jakim była niewątpliwie Msza h-moll.
Następujący po owym poruszającym chórze wstępnym krótki recytatyw altowy w swojej warstwie słownej opiera się na cytacie z Dziejów Apostolskich (14, 22) „musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego”.
Bach dał w tej części dzieła genialną egzegezę muzyczną przytoczonego zdania: oto wszystkim chromatyzmom i dysonansom ilustrującym wszelkie zgryzoty, a nawet prześladowania, na jakie chrześcijanin napotyka w swoim życiu codziennym i na które musi być przygotowany, przeciwstawił prosty diatoniczny przebieg długich dźwięków wznoszących się po kolejnych stopniach tonacji C-dur w głosie skrzypiec I.
Nie da się tego wprost usłyszeć i trzeba spojrzeć w partyturę, by ten niezwykły efekt dopiero zrozumieć. W ten jednak sposób kompozytor swoją muzyką genialnie wytłumaczył słowa św. Pawła: oto codzienna walka z trudnościami, pokusami i przeciwnościami wyznacza prostą drogę wprost ku Bogu, do zbawienia i życia wiecznego.
Motywy prześladowania, walki, cierpienia będą powracały w kolejnych ustępach kantaty, ale tylko po to, by pouczyć słuchacza, iż naśladowanie Chrystusa przez codzienne i cierpliwe dźwiganie własnego krzyża to najlepszy sposób na pokonanie doczesnych problemów i obaw. Ostatecznie trzeba więc zaufać Bogu i pogodzić się z jego wyrokami.
Takie jest też przesłanie arii tenorowej (nr 6) „Sei getreu, alle Pein wird doch nur ein Kleines sein” („Ufność miej, bo ból twój cały, choć dotkliwy – jakże mały!”), której muzyczną osobliwością pozostaje wprowadzenie trąbki jako instrumentu akompaniującego.
Gra ona melodię chorału Jesu, meine Freude (Jezu, ma radości) rozpoznawalnego dla każdego luteranina od pierwszych nut.
Przekaz Bacha do słuchacza był jasny: Jezus – owa „radość i wsparcie” dla wszystkich chrześcijan w konfrontacji ze złem i wszelką marnością jest jedynym źródłem siły i nadziei. Słowa końcowego chorału Was Gott tut, das ist wohlgetan (Co Bóg czyni, jest dobre) autorstwa Samuela Rodigasta (1649-1708) tę konkluzję potwierdzają.
SZYMON PACZKOWSKI
Andrea Köhler
“Być w świecie to być przykutym do zmartwień”.
Kantata Bacha “Weinen, Klagen, Sorgen, Zagen” przypomina nam, że rezygnacja z obietnicy szczęścia w życiu przyszłym związała nas całkowicie z tym światem, a tym samym z troską. Ale zmartwienie jest nie tylko dręczące, ale także naszym największym atutem.
“Płacz, narzekanie, martwienie się, drżenie” – oto staccato kryzysu zaufania. Wyraża stratę, jeśli nie wiary, to nadziei, że życie jeszcze zawsze będzie dla nas łaskawe. Ale nawet mroczne nawiedzenie duszy czerpie swój ból najpierw z idei tego, czego brakuje w takiej sytuacji. Co to jest? Postmetafizyczna jednostka, która nie zgina już kolan i nie składa rąk, jest w dużej mierze pozostawiona sama sobie w czasach kryzysu – chyba że powierzy się laboratoriom przemysłu szczęścia. Badania farmaceutyczne uznały zatopiony horyzont obietnicy w zjawisku obniżonego poziomu serotoniny; Daje chemiczny pokarm posłańcom zbawienia. To, co kiedyś było obiecane przez nadzieję i jej pobożnych proroków, jest teraz dostarczane przez neuroprzekaźniki. A jednak ich przesłanie wciąż musi być namalowane na niebie.
“Depresja jest defektem równowagi chemicznej, a nie słabością charakteru. Na wszystko jest rozwiązanie. Zadzwoń pod numer 1-800-Help” – głosi reklama wznosząca się w nowojorskie niebo na rogu Broadwayu i Amsterdam Avenue. Więc tam, gdzie kiedyś było wołanie Boga, dziś jest zasięg po iPhone’a. Ale dlaczego reklama została umieszczona tak wysoko nad naszymi głowami? Najwyraźniej obietnica zbawienia wciąż musi przyjść z góry. Tak więc ta reklama odwołuje się do naszej odwiecznej pionowej fiksacji.
“Płacz, lament, smutek, drżenie”: kantata Bacha miała premierę w Weimarze 22 kwietnia 1714 r., 300 lat temu przyszłego roku niemal co do dnia; wyznaczona jest na trzecią niedzielę po Wielkanocy, zwaną w kalendarzu kościelnym “Jubilate”. Opiera się na tekście ewangelicznym Jana 16:16-23 z Biblii Lutra, w którym Jezus ogłasza obietnicę zmartwychwstania: “Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Będziecie płakać i płakać, ale świat się radować; Będziesz smutny, ale twój smutek zamieni się w radość”. Kantata, która jako pierwsza dostraja nas do wyrazów rozpaczy, konfrontuje nas z prawdziwym paradoksem tkwiącym w wszelkiej nadziei: “Będziesz płakał i lamentował/ ale świat się radował” – to te słowa, po powolnym rozjaśnieniu melodii, znajdują poruszające echo w końcowym chorale tej kantaty: Końcowy chorał jest ostatnią zwrotką hymnu Samuela Rodigasta. Główny tekst został jednak napisany przez Salomona Francka, autora większości tekstów kantatowych z wczesnego okresu weimarskiego Bacha.
Kantata stanów umysłu «Płacz, lament, niepokój, drżenie»: są to stany umysłu
, przeciwko którym nie jesteśmy już w stanie uzbroić się w Boski uścisk. Jak radzimy sobie dzisiaj ze “smutkiem lgniętym do wszelkiego skończonego życia”, jak ujął to Schelling? Pozostańmy na chwilę przy tym sześciominutowym dacapo udręki, którego melodię Bach miał później podsycać “Cruzifixem” Mszy h-moll, i posłuchajmy znaczenia czterech początkowych słów:
Płacz – to reakcja ciała, gdy doznanie jest silniejsze niż nasza kontrola. Płaczemy tam, gdzie język zawodzi – a przynajmniej jest niewystarczający, aby wyrazić nasze cierpienie. Płacz – z tą emocją przychodzimy na świat. Wraz z pierwszym krzykiem oddech wpływa do naszych płuc i wiąże nas z metabolizmem ze wszystkimi żywymi istotami. Nawet nasze łzy są, trzeźwo rozważane, produktem metabolizmu. Ale fakt, że ta forma ekspresji jest zarezerwowana dla nas, ludzi, sprawia, że łzy są specyficznie ludzką cechą, której nie może pojąć przyrodoznawstwo. Łzy, choć są reakcją fizyczną, są wytworem świadomości – a także sekretem wiedzy o naszej śmiertelności. Zwierzęta nie płaczą.
Przejdźmy więc do drugiej koncepcji: lamentu. Mówi się, że homo sapiens po raz pierwszy znalazł język w lamencie nad ukochaną osobą – a cały język był kiedyś pieśnią. To nie przypadek, że najbardziej serdeczna muzyka znajduje się zwykle w częściach lamentacji; Być może nawet bardziej niż radość, cierpienie jest przede wszystkim zjawiskiem dźwiękowym. Jako zrytualizowana forma pamięci, lamentowi zmarłych towarzyszyło pierwotnie silnie teatralne rozładowanie afektu, wycie i krzyk – i w wielu częściach świata jest to do dziś. Z kolei w naszych szerokościach geograficznych lament odbywa się zwykle w ciszy, gdy ceremonie pogrzebowe się kończą.
Niepokój, z jakim żałobnicy są dziś traktowani przez swoje środowisko, jest prawdopodobnie również wskaźnikiem, że inflacyjny nacisk na wyznanie, który trąbi o naszych najbardziej fundamentalnych uczuciach w talk show lub na Twitterze i tweetach, nie jest w stanie zastąpić erozji rytuałów. Żyję w kraju, w którym płacz i lament, jęki i zawodzenie są zaspokajane przez całą dobę z wysoką oglądalnością; Zwłaszcza lament nad zmarłymi – jak pokazuje boom na wspomnienia żałobne – ma spory potencjał bestsellerowy. A jednak wojna została wypowiedziana prawdziwej żałobie. Prawdopodobnie nie jest przypadkiem, że najnowsze wydanie podręcznika diagnostycznego dla lekarzy i psychiatrów zostało uzupełnione o obraz kliniczny, który nosi piękną nazwę długotrwałego zaburzenia żałoby. Od tego czasu to odkrycie, które, nawiasem mówiąc, ma już zastosowanie po dwóch tygodniach, zostało podyktowane w mediach furorą, jaką takie diagnozy zawsze otrzymują, gdy grają w kieszeniach przemysłu farmaceutycznego.
«Chrześcijanie mają wszystkie godziny, swoje męki i wroga / Ale ich pociechą są rany Chrystusa»: Druga aria naszej kantaty, która – przynajmniej tak mi się wydaje – już organizuje niepewną ufność, ma dla nas przygotowaną inną propozycję. Czy możemy jeszcze odczuwać tę pociechę dzisiaj, pocieszenie, które wypływa z agonii drugiego człowieka, zwróćcie uwagę?
To było w noc wielkanocną siedem lat temu, kiedy zrozumiałem znaczenie tych wersetów, że tak powiem, ciałem i duszą. Leżałem w nowojorskim szpitalu po poważnej operacji i znalazłem się fizycznie i psychicznie nad przepaścią, która nie jest już dostępna dla żadnej racjonalnej świadomości. W pokoju ze mną była kobieta, która modliła się głośno przez całą noc. W swoim wezwaniu do Jezusa ta kobieta obwiniała siebie za swój ból – w rzeczywistości potwierdziła operację, którą właśnie przeżyła, jako karę za swoje występki. Taka forma teologii odwetu jest mi chyba obca. Ale tamtej nocy zrozumiałem głęboko zakorzenioną ludzką potrzebę symbolicznego przedstawienia przytłaczającej agonii. Być może po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z całego wymiaru pocieszenia, jakim jest symboliczne przedstawienie Chrystusa w cierpieniu. Ale to, co dało mi ten wgląd przede wszystkim, to muzyka. Słuchałem tej nocy Pasji według św. Mateusza, nie tylko po to, by uciec od modlitwy współlokatora, ale także po to, by uciec od amerykańskiej formy pocieszenia, od nieustannie działającej telewizji, i nie posunę się za daleko, jeśli twierdzę, że to właśnie w niemałym stopniu ta muzyka uratowała mnie od rozpaczy.
Ogrody to wizjery do raju
Zagen – to nie tylko słowo, które zostało w dużej mierze wyrzucone ze słownika, ale także prawdopodobnie obce fajnemu habitusowi, który trzeba założyć w dzisiejszych czasach. Zagen – zawsze słyszę czułość w tym słowie – i to nie tylko z powodu tych samych początkowych liter. Drżenie jest momentem, w którym opuszcza nas odwaga i zbliża się rozpacz. Wahanie – wahanie nie jest daleko – to zahamowanie, które stawia nas w przestrzeni decyzji. Kto się waha, waha, waha się, jest pozostawiony własnym wątpliwościom i lękom, wystawiony na działanie przypadku, arbitralności, krótko mówiąc: niepokoju.
Ze wszystkich czterech słów w pierwszym wersie tej kantaty zmartwienie jest najbliższe strachowi. Zmartwienie to nocna wizyta, lubi czekać na nas między czwartą a piątą rano, o bladej godzinie kata. W “Byciu i czasie” Martin Heidegger określił samą Dasein jako Sorge i tym samym umieścił życie ludzkie w wymiarze czasowości i niepokoju – w Dasein zum Tod. A jednak zmartwienie jest nie tylko naszym najgorszym dręczycielem, ale także naszym największym atutem.
To właśnie w biblijnym ogrodzie zmartwienie zostało sprowadzone na świat: przez ugryzienie przez Ewę w jabłko dostaliśmy się pod reżim narodzin i śmiertelności. Dopiero wraz z przestępstwem Ewy powstała śmiertelna jaźń, która musi z czasem zrealizować swój potencjał – poprzez opiekę nad tymi, którzy przyjdą po nas i pamięć o naszych zmarłych, poprzez uprawę ziemi i duszy, poprzez pracę, sztukę, naukę i religię.
W swojej książce “Ogrody. An Essay on the Human Condition”, amerykański literaturoznawca i filozof Robert Harrison definiuje ogrodnictwo – w najszerszym tego słowa znaczeniu – jako archetyp troskliwej troski. Ogrody, pisze, “są miejscami, które oferują przebłysk raju pośród upadłego świata, a fakt, że musimy je tworzyć, chronić i dbać o nie, jest znakiem ich pochodzenia w stanie po Upadku”.
Nie jest więc prawdopodobnie przypadkiem, że najbardziej samotna godzina Chrystusa, godzina, w której obiecuje wziąć na siebie grzechy ludzkości, miała miejsce w ogrodzie; egzystencjalna samotność nocy w ogrodzie Getsemani jest scenariuszem, z którego chrześcijański mit ukrzyżowania czerpie swoją moc. Nie ma drugiego biblijnego fragmentu, który sięgałby w głąb ludzkiego strachu, jak ten. A jednak jest to godzina, w której nadzieja w rozpaczy, ten stan umysłu, o którym mówi ta kantata, jest największy: “Ojcze, nie jako Ja chcę, ale jak Ty chcesz”. Albo, słowami naszego ostatniego chorału: “To, co Bóg czyni, jest dobrze zrobione / Dlatego pozwalam Mu tylko rządzić”.
Dla Oświecenia, które rozpoczęło się w czasie śmierci Bacha, ludzkie samostanowienie było możliwe tylko za cenę odwrócenia się od superświata, wyzwolenia od tego, co ta kantata tak dziecinnie i ufnie nazywa “ojcowskim uściskiem”. Cała energia miała być spożytkowana tylko na budowanie nieba na ziemi. Niemniej jednak oczekiwanie, że rezygnacja z mglistej obietnicy nieziemskiej błogości automatycznie doprowadzi do poprawy sytuacji szczęścia na ziemi, nie zostało spełnione.
Pocieszenie muzyki
Wręcz przeciwnie: ceną absolutnej światowości jest nieuchronna utrata dystansu – strata, która naraża nas na niepokój o trwałość. Być w świecie oznacza być przykutym do zmartwień, pomimo wszystkich farmaceutycznych obietnic szczęścia.
I tak my, ludzie 21 wieku, jesteśmy nadal zależni od tej pociechy, bez której “nędza, śmierć i cierpienie” byłyby absolutnie nie do zniesienia: pociechy najbardziej metafizycznej ze wszystkich sztuk: muzyki. Muzyka, która podobnie jak ta kantata zachowała dla nas obietnicę zmartwychwstania i ożywia ją każdym wykonaniem. A ponieważ kantata ta poświęcona jest trzeciej niedzieli po Wielkanocy, Jubilatowi, chciałbym zakończyć recytacją twórczej pochwały napisanej sto lat po Bachu, która wychwala ambiwalencję, nieodzowne współistnienie smutku i radości. Została napisana przez angielskiego poetę Gerarda Manleya Hopkinsa i nosi tytuł “Gescheckte Schönheit” w niemieckim tłumaczeniu Ursuli Clemens i Friedhelma Kempa:
Chwała Bogu za cętkowane rzeczy.
Na niebo zabarwione jak cętkowana krowa;
Dla różowych znaków wszystkie kropki na pstrągu pływackim;
Kasztan spada jak świeże węgle ognia; Skrzydła zięby;
Pole w płatach, łąka, ugor i pole;
I wszystkie zawody, ich ubrania, uprząż i naczynia.
Wszystkie rzeczy dziwne, oryginalne, rzadkie, kapryśne;
Co jest zmienne, w kratkę (kto wie jak?)
Szybkim, powolnym; słodki, kwaśny;, matowy;
Rodzi tego, którego piękno jest bezróżdżkowe;
Chwała mu.
Ten tekst został przetłumaczony za pomocą DeepL (www.deepl.com).
Ostatnio zaktualizowane 2024-11-21 / Linki partnerskie / Zdjęcia API z reklam produktów Amazon
- Mapa strony
- Wiki Strona PowitalnaWiki Strona Powitalna to miejsce w którym prezentuję opracowania haseł leksykonu który prowadzę.